GłównaPierwszaRomantycznaZagmatwanaPowszedniaNocnaOstatniaAzazello.
Smutek niewysłowiony
Abadonna / Azazello | 19 czerwca 2006

Niezmiennie podziwiam geniusz tego, który wymyślił i stworzył "Mistrza i Małgorzatę". Wiem, że pisał zaszczuty, zrujnowany i absolutnie samotny i że trwało to aż dwanaście lat. Ale i tak wiele bym oddał za to, by też tak umieć pisać. No i wiele bym również dał za to, by móc choć na chwilkę znaleźć się na balu wśród najokrutniejszych królów i książąt, najohydniejszych przestępców, samobójców, wisielców, więziennych dozorców, szulerów, katów, konfidentów, zdrajców, szaleńców, tajniaków, deprawatorów i trucicieli. A przedtem na własne oczy zobaczyć, jak wiele zamieszania narobiły w Moskwie przygotowania do tego balu.

Fot. Abadonna

Chętnie znów sięgnąłbym teraz po "Mistrza...", ale na razie nie mam na to czasu. Wrócę do tej powieści dopiero pod koniec sierpnia. To już u mnie taka mała tradycja, że czytam "Mistrza..." u schyłku lata. Długo, długo czekam na ten właściwy moment, biorę książkę, pochłaniam ją w trzy wieczory, a potem mi szkoda, że to już koniec. Są takie książki albo takie filmy, po których przeczytaniu albo obejrzeniu prawie umieram. Trudno mi wytłumaczyć, na czym polega to uczucie, to jakaś mieszanina przygnębienia związanego z nieodwołalnym przemijaniem wszystkich i wszystkiego, tęsknoty za dawnymi czasami i niewysłowionego smutku. Wiem, że to głupie, ale taki już jestem.